Wystarczy tylko, że dopracuję swoje CV, a być może moje marzenie się spełni. Ale czy doprawdy do łażenia w durnym przebraniu po hipermarkecie zleceniodawca musi znać przebieg mojej dotychczasowej pracy, umiejętności, cokolwiek? Czy leci z nami pilot?
piątek, 30 listopada 2007
wtorek, 27 listopada 2007
Teraz o nich
W samo południe, wtorek, wydział zarządzania UŁ Kolorowy tłum studentów czeka na otwarcie drzwi do auli, zajęcie miejsc na krzesłach, krzesełkach, podłodze i wysłuchanie, co mają do powiedzenia Andrzej Morozowski i Tomasz Sekielski.
Dwaj sympatyczni panowie opowiadali o pracy nad swoją ostatnią książka uchylając przy okazji rąbka tajemnicy polskiej polityki.
Zwrócili choćby uwagę na fakt, że większość polityków kreuje siebie jako ludzi, którzy żywot swój wiodą jedynie w izbie wyższej służąc narodowi - żadnych tam spotkań towarzyskich, sympatii, prywatnych kolacji. Jedyne co piją to woda serwowana w trakcie programów publicystycznych. Jak na przykład pan minister Piecha, który nie pamięta ile razy, z kim, gdzie się spotkał, ilu ich było - w każdym bądź razie lista leków refundowanych powiększyła się o jedną pozycję zupełnie przypadkowo, po jednym z takich spotkań. Swoją drogą z niecierpliwością czekam na kolejną teatralną konferencję prokuratury w tej sprawie.
Ponadto dziennikarze mieli okazję odpowiadać na urokliwe pytania sprawiającego zupełnie przypadkowego prowadzącego. Tym sposobem poruszono wątek "roli kolacji w polityce", kobiet na polskiej scenie politycznej z naznaczeniem pani Julii Pitery i przypomnieniem idei ocieplenia wizerunku PiS przez wykreowanie romansu Jolanty Szczypińskiej z premierem wszystkich kotów. Świeżo po spotkaniu w "Teraz my" z Nelly Rokitą przyznali, iż coraz bardziej podziwiają jej męża...
Było też o micie miłości lansowanym obecnie, kłótni Bronisława Komorowskiego i Michała Kamińskiego w studiu przed nagrywaniem programu, o dziennikarskich wzorach i jeszcze kilka pomniejszych wątków.Widownia dopisała, klimatyzacja już nie. A studentkom życzę więcej kultury ze strony zajmujących miejsca siedzące studentów.
Dwaj sympatyczni panowie opowiadali o pracy nad swoją ostatnią książka uchylając przy okazji rąbka tajemnicy polskiej polityki.
Zwrócili choćby uwagę na fakt, że większość polityków kreuje siebie jako ludzi, którzy żywot swój wiodą jedynie w izbie wyższej służąc narodowi - żadnych tam spotkań towarzyskich, sympatii, prywatnych kolacji. Jedyne co piją to woda serwowana w trakcie programów publicystycznych. Jak na przykład pan minister Piecha, który nie pamięta ile razy, z kim, gdzie się spotkał, ilu ich było - w każdym bądź razie lista leków refundowanych powiększyła się o jedną pozycję zupełnie przypadkowo, po jednym z takich spotkań. Swoją drogą z niecierpliwością czekam na kolejną teatralną konferencję prokuratury w tej sprawie.
Ponadto dziennikarze mieli okazję odpowiadać na urokliwe pytania sprawiającego zupełnie przypadkowego prowadzącego. Tym sposobem poruszono wątek "roli kolacji w polityce", kobiet na polskiej scenie politycznej z naznaczeniem pani Julii Pitery i przypomnieniem idei ocieplenia wizerunku PiS przez wykreowanie romansu Jolanty Szczypińskiej z premierem wszystkich kotów. Świeżo po spotkaniu w "Teraz my" z Nelly Rokitą przyznali, iż coraz bardziej podziwiają jej męża...
Było też o micie miłości lansowanym obecnie, kłótni Bronisława Komorowskiego i Michała Kamińskiego w studiu przed nagrywaniem programu, o dziennikarskich wzorach i jeszcze kilka pomniejszych wątków.Widownia dopisała, klimatyzacja już nie. A studentkom życzę więcej kultury ze strony zajmujących miejsca siedzące studentów.
czwartek, 22 listopada 2007
wtorek, 20 listopada 2007
aUŁć
Jak uniwersytet radziłby sobie bez studentów?
Doskonale!
Długie korytarze przed dziekanatem miast ludźmi wypełniłyby się stertami Bardzo Ważnych i Niepotrzebnych Dokumentów, Papierów i Druków. Aromat kawy i papierosów wciąż łechtałby roześmiane twarze pracownic naukowych obgadujących swoich mężów.
Nieaktualne ogłoszenia nie musiałyby znosić drwiących min żaków, wisiałyby nadal dożywając spokojnych starości w szklanych gablotach lub ze świstem upadały na podłogę przyciągane siłą ciążenia.
Znów zepsułby się czytnik nowych, elektronicznych legitymacji.
Szanowni wykładowcy zyskaliby mnóstwo czasu na filozoficzne dysputy z informatykami o liczebności grup zajęciowych, planie zajęć. Zmęczeni obcowaniem z bracią studencką od wczesnych godzin rannych nie musieliby skracać popołudniowych zajęć, zdzierać gardeł, bo... zajęć by zwyczajnie nie było. Pozostałyby za to szafy pełne ciastek do skonsumowania z sekretarką katedry.
Internetowy zapis na zajęcia wreszcie miałby czas na to, by zupełnie samemu pławić się w swojej bezczelnej niedoskonałości.
Robotnicy remontujący okolice czyniliby swą powinność już bez zbędnych komentarzy wykształciuchów podążających slalomem między koparkami na ćwiczenia i wykłady.
Wiatr huczałby na pustym parkingu, sam parkingowy pogwizdywałby wraz z nim maszerując na cogodzinnym obchodzie.
I tak można by mnożyć...
...ale na złość tym wszystkim ludziom i zjawiskom studenci wciąż są na uniwersytecie z szarej płyty. Nie wszyscy jeszcze chcą promować swój patriotyzm w Anglii.
I dodam jeszcze tylko: skoro studia to ten najpiękniejszy ponoć okres w życiu człowieka, to naprawdę boję się, jak wyglądają te gorsze.
Doskonale!
Długie korytarze przed dziekanatem miast ludźmi wypełniłyby się stertami Bardzo Ważnych i Niepotrzebnych Dokumentów, Papierów i Druków. Aromat kawy i papierosów wciąż łechtałby roześmiane twarze pracownic naukowych obgadujących swoich mężów.
Nieaktualne ogłoszenia nie musiałyby znosić drwiących min żaków, wisiałyby nadal dożywając spokojnych starości w szklanych gablotach lub ze świstem upadały na podłogę przyciągane siłą ciążenia.
Znów zepsułby się czytnik nowych, elektronicznych legitymacji.
Szanowni wykładowcy zyskaliby mnóstwo czasu na filozoficzne dysputy z informatykami o liczebności grup zajęciowych, planie zajęć. Zmęczeni obcowaniem z bracią studencką od wczesnych godzin rannych nie musieliby skracać popołudniowych zajęć, zdzierać gardeł, bo... zajęć by zwyczajnie nie było. Pozostałyby za to szafy pełne ciastek do skonsumowania z sekretarką katedry.
Internetowy zapis na zajęcia wreszcie miałby czas na to, by zupełnie samemu pławić się w swojej bezczelnej niedoskonałości.
Robotnicy remontujący okolice czyniliby swą powinność już bez zbędnych komentarzy wykształciuchów podążających slalomem między koparkami na ćwiczenia i wykłady.
Wiatr huczałby na pustym parkingu, sam parkingowy pogwizdywałby wraz z nim maszerując na cogodzinnym obchodzie.
I tak można by mnożyć...
...ale na złość tym wszystkim ludziom i zjawiskom studenci wciąż są na uniwersytecie z szarej płyty. Nie wszyscy jeszcze chcą promować swój patriotyzm w Anglii.
I dodam jeszcze tylko: skoro studia to ten najpiękniejszy ponoć okres w życiu człowieka, to naprawdę boję się, jak wyglądają te gorsze.
czwartek, 8 listopada 2007
Russkoje Party
ze strony bagdadcafe.pl:
"Dj Picunda czyli Kostek Usenko członek zespołu 19 Wiosen odbył z nim w czerwcu trasę koncertową po Rosji. W czasie jej trwania zebrał wiele materiału muzycznego, który zaprezentuje w ten wieczór. Zapraszamy na spotkanie z egzotyczną rosyjską elektoniką. Imperezie towarzyszyć będą wizualizacje prezentujące alternatywną kulturę zza naszej wschodniej granicy."
Muzyka doprawdy wyśmienita, Picunda w radzieckiej tielniaszce, kameralne towarzystwo znajomych... żałuję właśnie, że nie dopisała publika - wstydźcie się Łodzianie, szacunek Dj Picunda.
"Dj Picunda czyli Kostek Usenko członek zespołu 19 Wiosen odbył z nim w czerwcu trasę koncertową po Rosji. W czasie jej trwania zebrał wiele materiału muzycznego, który zaprezentuje w ten wieczór. Zapraszamy na spotkanie z egzotyczną rosyjską elektoniką. Imperezie towarzyszyć będą wizualizacje prezentujące alternatywną kulturę zza naszej wschodniej granicy."
Muzyka doprawdy wyśmienita, Picunda w radzieckiej tielniaszce, kameralne towarzystwo znajomych... żałuję właśnie, że nie dopisała publika - wstydźcie się Łodzianie, szacunek Dj Picunda.
Zasada entropii
POwyborczy spazm ogarnął całą Polskę, są jednak jeszcze miejsca, gdzie arcyważny wybór wciąż trwa. Część mieszkańców osiedla zbuntowała się przeciw pracownicy małej, osiedlowej piekarenki tworząc listę z podpisami za jej usunięciem z pracy. Nieznany jest mi powód ich zachowania, znana jest mi zaś wspomniana kobieta, bowiem jeszcze jako mały kajber sepleniąc swoje pierwsze zakupy do niej właśnie się udawałem po marchewkę i pół okrągłego chleba. Żadnych zastrzeżen przez ten czas nie miałem, mój rozwój emocjonalny sądzę nie zostal zachwiany, zawsze można było się pośmiać, pogadać przy codziennych zakupach. Nic innego na myśl mi nie przychodzi, jak banda sfrustrowanych bardziej ode mnie dewotek i ich fałszywe uśmiechy na gębach. Żeby jeszcze porozmawiać face to face co je boli, ale nieeee... Od razu trzeba smarować żenujący list do pracodawcy, niech sobie kobieta umili życie spędzaniem godzin w "pośredniaku".
Czy naprawdę wszystko zmierza po równi pochyłej w gorszą stronę? Zupełnie jak autor tytułowej piosnki: "że to co było dobre, w gorsze się zamienia" i kobietę z piekarenki na inną się zmienia?
Czy naprawdę wszystko zmierza po równi pochyłej w gorszą stronę? Zupełnie jak autor tytułowej piosnki: "że to co było dobre, w gorsze się zamienia" i kobietę z piekarenki na inną się zmienia?
Subskrybuj:
Posty (Atom)