wtorek, 20 listopada 2007

aUŁć

Jak uniwersytet radziłby sobie bez studentów?

Doskonale!


Długie korytarze przed dziekanatem miast ludźmi wypełniłyby się stertami Bardzo Ważnych i Niepotrzebnych Dokumentów, Papierów i Druków. Aromat kawy i papierosów wciąż łechtałby roześmiane twarze pracownic naukowych obgadujących swoich mężów.
Nieaktualne ogłoszenia nie musiałyby znosić drwiących min żaków, wisiałyby nadal dożywając spokojnych starości w szklanych gablotach lub ze świstem upadały na podłogę przyciągane siłą ciążenia.
Znów zepsułby się czytnik nowych, elektronicznych legitymacji.
Szanowni wykładowcy zyskaliby mnóstwo czasu na filozoficzne dysputy z informatykami o liczebności grup zajęciowych, planie zajęć. Zmęczeni obcowaniem z bracią studencką od wczesnych godzin rannych nie musieliby skracać popołudniowych zajęć, zdzierać gardeł, bo... zajęć by zwyczajnie nie było. Pozostałyby za to szafy pełne ciastek do skonsumowania z sekretarką katedry.
Internetowy zapis na zajęcia wreszcie miałby czas na to, by zupełnie samemu pławić się w swojej bezczelnej niedoskonałości.
Robotnicy remontujący okolice czyniliby swą powinność już bez zbędnych komentarzy wykształciuchów podążających slalomem między koparkami na ćwiczenia i wykłady.
Wiatr huczałby na pustym parkingu, sam parkingowy pogwizdywałby wraz z nim maszerując na cogodzinnym obchodzie.
I tak można by mnożyć...

...ale na złość tym wszystkim ludziom i zjawiskom studenci wciąż są na uniwersytecie z szarej płyty. Nie wszyscy jeszcze chcą promować swój patriotyzm w Anglii.

I dodam jeszcze tylko: skoro studia to ten najpiękniejszy ponoć okres w życiu człowieka, to naprawdę boję się, jak wyglądają te gorsze.

1 komentarz:

ankieterka pisze...

czyli może być tak pięknie... i usos bez studentów może nie przeprowadzałby migracji danych i nie wieszał się na dwa dni... rozmarzyłam się :)