Gaz, gaz, gazu pełno, wił się po klatce, wdzierał do nozdrzy piekielnie słodki zapach. Drażnił się ze mną, z sąsiadami, kto będzie pierwszy - iskierka, która zdmuchnie mieszkanie, czy wąsaci strażacy ratujący wszystkich i wszystko?
Dzisiejsze zawody wygrali strażacy wespół z pogotowiem gazowym, pogotowiem ratunkowym i znudzonymi policjantami. Ocaleni mieszkańcy bloku długi czas po akcji ratunkowej nie szczędzili ratownikom serdecznych uśmiechów.
A całe to zamieszanie przez pijaną mameję, która odkręciła gaz i w pijackim śnie zastygła. Jej dotychczasowe osiągnięcia to spalenie trzech kanap, kiedy zasnęła z papierosem w ręku oraz kilku garnków. Wówczas również w porę zainterweniowali sąsiedzi.
Cała nadzieja w przemytnikach, meliniarzach i innych ciemnych typach. Wierzę bowiem, że kiedyś rozleją tak skażony alkohol, że ta nędzna, wychudzona kreatura z piętra wyżej zaśnie na dobre, nie terroryzując swoimi gazowymi zagrywkami mieszkańców szarego bloku z płyty, jakich w Polsce tysiące.
Radość z wtoczenia cielska tej łachudry do radiowozu po całym zdarzeniu prysnęła wieczorem, gdy wracając do domu szła ta glizda ludzka przede mną do swoich czterech ścian, standardowo wywołując w nich kolejną awanturę.
Współczuję sobie i Wam, którzy borykają się z podobnymi ludzkimi smrodami zatruwającymi życie Wam, Waszym rodzinom, znajomym.
niedziela, 30 września 2007
czwartek, 27 września 2007
Ale przecież wskaźniki rosną...
poniedziałek, 24 września 2007
Sema, Rumi i Derwisze
Kraj letniego wypoczynku wielu Polaków - Turcja - zmieściła się w piątek w Sali Koncertowej Łódzkiego Domu Kultury. Na właściwie wcale nie rozreklamowanym spotkaniu zorganizowanym przez Fundację Mevlana sala była wypełniona po brzegi.
Przez ponad dwie godziny odurzeni byliśmy powiewem orientalizmu: melodyjne tureckie pieśni religijne (bynajmniej nie zawodzenie rodem z reklamy batonów KitKat), pyszności ramadanowego posiłku (baranie mięso, delikatny ryż i mnóstwo ultrasłodkich, wschodnich rarytasów jakich nie znajdziecie w polskich cukierniach). Gwoździem programy był występ oryginalnych tureckich "Tańczących Derwiszy", zapewne różniących się od ich rodzimych, skomercjalizowanych braci umilającym auslanderom pobyt w tureckich kurortach.Ich ruchy to połączenie religii, mistycyzmu i tańca, każdy gest ma konkretne znaczenie, jak choćby prawa ręka "wzniesiona ku niebiosom by czerpać z dobrodziejstw bożych" (jak głosi program spotkania).Miłym gestem było obdarowanie siedzących na widowni dzieciaków prezentami, gdyż jak się okazało, wspomniana fundacja wspiera jedną z łódzkich szkół podstawowych.
Mogliśmy też obejrzeć barwnie zmontowany film o jednej z czołowych postaci islamu - proroku Muhammadzie.Żałuję, że nie pokuszono się o bardziej otwartą imprezę tego typu na większej przestrzeni. Spokojnie, nie odnotowałem żadnych przekazów podprogowych, dzięki którym miałbym zacząć głosić "śmierć niewiernym". Dość niezwyczajny, ale bardzo mile spędzony wieczór.
Gorąco przyklaskuje podobnym imprezom, bez nachalności, bez tandety ale za to oryginalnym i pozwalającym tej Łodzi płynąć. Czekam na kolejne spotkanie zrealizowane z większym rozmachem.
Przez ponad dwie godziny odurzeni byliśmy powiewem orientalizmu: melodyjne tureckie pieśni religijne (bynajmniej nie zawodzenie rodem z reklamy batonów KitKat), pyszności ramadanowego posiłku (baranie mięso, delikatny ryż i mnóstwo ultrasłodkich, wschodnich rarytasów jakich nie znajdziecie w polskich cukierniach). Gwoździem programy był występ oryginalnych tureckich "Tańczących Derwiszy", zapewne różniących się od ich rodzimych, skomercjalizowanych braci umilającym auslanderom pobyt w tureckich kurortach.Ich ruchy to połączenie religii, mistycyzmu i tańca, każdy gest ma konkretne znaczenie, jak choćby prawa ręka "wzniesiona ku niebiosom by czerpać z dobrodziejstw bożych" (jak głosi program spotkania).Miłym gestem było obdarowanie siedzących na widowni dzieciaków prezentami, gdyż jak się okazało, wspomniana fundacja wspiera jedną z łódzkich szkół podstawowych.
Mogliśmy też obejrzeć barwnie zmontowany film o jednej z czołowych postaci islamu - proroku Muhammadzie.Żałuję, że nie pokuszono się o bardziej otwartą imprezę tego typu na większej przestrzeni. Spokojnie, nie odnotowałem żadnych przekazów podprogowych, dzięki którym miałbym zacząć głosić "śmierć niewiernym". Dość niezwyczajny, ale bardzo mile spędzony wieczór.
Gorąco przyklaskuje podobnym imprezom, bez nachalności, bez tandety ale za to oryginalnym i pozwalającym tej Łodzi płynąć. Czekam na kolejne spotkanie zrealizowane z większym rozmachem.
poniedziałek, 17 września 2007
piątek, 14 września 2007
czwartek, 13 września 2007
Równanie Nowaka
Jakiś czas temu galaktykę obiegła szokująca informacja, iż Jerzy Robert Nowak, historyk związany z Radiem Maryja figuruje w aktach IPN jako kontakt operacyjny(KO) "Tadeusz".
Dla rozjaśnienia sytuacji podaję do wiadomości równanie:
1TW = 3KO
Za pomocą takiego zapisu można było nadrobić braki w pozyskaniu Tajnych Współpracowników (TW). Dodać należy, iż często KO nie miały wiedzy, iż nimi są. Do stworzenia KO wystarczał bowiem funkcjonariuszom poranny przegląd prasy...
Dla rozjaśnienia sytuacji podaję do wiadomości równanie:
1TW = 3KO
Za pomocą takiego zapisu można było nadrobić braki w pozyskaniu Tajnych Współpracowników (TW). Dodać należy, iż często KO nie miały wiedzy, iż nimi są. Do stworzenia KO wystarczał bowiem funkcjonariuszom poranny przegląd prasy...
niedziela, 2 września 2007
Smerfne Hity 8
sobota, 1 września 2007
Chłodne "Letnie kino"
W sobotni wieczór odbyła się kolejna odsłona letniego kina na pasażu im. Leona Schillera w Łodzi. Tym razem mieliśmy okazję obejrzeć "Dzień świra" Marka Koterskiego. Na plastikowych krzesłach naprzeciw ekranu usadziły się zarówno nieszczęśliwe kalki Adama Miauczyńskiego, jak i zgraja nielatów wracających z disco, zbłąkane "dresy", których koszt resocjalizacja wynosi okrągle 7,62.
Spodziewałem się przeżyć większych, magicznej mieszaniny miasta, emocji płynących z filmu, dobijającej "modlitwy" typowego Polaka, która echem rozniosłaby się na długo po zakończeniu projekcji. Magia kina została jednak w tradycyjnych fotelach, ciemnej, zawilgoconej sali, lecz sam zamysł kina letniego przaśny.
Reasumując było warto, choć atmosfera panowała dość plebejska. O swoją cywilizacyjną frustrację trzeba bowiem dbać z należytą starannością, dostarczając jej pożywki jak chociażby wspomniany film.
W każdej leniwej podróży pociągiem czekam na wymalowany krwistą szminką uśmiech nieporadnej dziewoi. Dlaczego? Dlatego.
Spodziewałem się przeżyć większych, magicznej mieszaniny miasta, emocji płynących z filmu, dobijającej "modlitwy" typowego Polaka, która echem rozniosłaby się na długo po zakończeniu projekcji. Magia kina została jednak w tradycyjnych fotelach, ciemnej, zawilgoconej sali, lecz sam zamysł kina letniego przaśny.
Reasumując było warto, choć atmosfera panowała dość plebejska. O swoją cywilizacyjną frustrację trzeba bowiem dbać z należytą starannością, dostarczając jej pożywki jak chociażby wspomniany film.
W każdej leniwej podróży pociągiem czekam na wymalowany krwistą szminką uśmiech nieporadnej dziewoi. Dlaczego? Dlatego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)