środa, 29 sierpnia 2007

(M)ameje (P)icery (K)anciarze

Czas jest cenny. Mój czas jest szczególnie cenny, bo jest mój. Dlaczego zatem wbrew mojej woli mam swój czas dzielić z pustą wiatą przystankową na dalekim wygwizdowie?
Z kolejnym moim przekleństwem wtoczył się na krańcówkę rdzawo - czerwono - żółty zabytek węgierskiej motoryzacji. Jeszcze tylko jedna [pani lekkich obyczajów] a ten ku mojemu zdziwieniu, nawet nie zatrzymał się na pętli, tylko potoczył się by zabrać moje umęczone cielsko tam, do domu, twierdzy, ogrodu, lochu i apartamentu zarazem.

Ale nieee...

Jeszcze "baby" po drodze. Już na przystanku nadymały policzki, unosiły ramiona, by sprawiać wrażenie, że są większe, groźniejsze. Trenują na kierowcy autobusu, plują jadem, którym za kilka minut poczęstują swoich mężów w domach:
"Która jest godzina? Ja wiem, że wy na tych pętlach za długo stoicie, przerwy sobie robicie! Ale ja pójdę do Urzędu Miasta, ja z wami zrobię porządek, wylecicie z pracy z hukiem! Zobaczycie, co to znaczy być punktualnym!"

Dziękuję firmie Iriver, że stworzyła linię wspaniałych odtwarzaczy mp3. Tak! Takiej głośności mi było trzeba, jedną piosenką zgniatam wszystkie te krzyki "bab" wraz z ich nerwowym sapaniem.

Photo: Jakub Kobalczyk

Dwa nieogolone typy w koszulach, mieszanka górnej z bałutami. Sprawiam wrażenie, że nie rusza mnie nerwowe spojrzenie dziewczyny rozglądającej za kanarami. Już miałem ją ostrzec, kiedy pierwszy typ w koszuli przesiadł się na tył autobusu, ale było już za późno: KANARY!
Żal ścisnął, leniwie wyciągam bilet z tylnej kieszeni, nawet nie wyjąłem słuchawek z uszu. Typ w koszuli oświeca mnie, że jestem szczęśliwym posiadaczem biletu sprzed miesiąca! Znowu przeklinam wszystko, na czym ten autobus jedzie. Upewniam się - wczoraj kupiony całodobowy bilet, jestem trollem - ubrałem te same spodnie, ta sama kieszonka, ten sam ważny jeszcze przed chwilą bilet. Wysiadka, gadka szmatka, prawie jak "Herbatka u Tadka".
Nadzwyczaj spokojny wysłuchuję o możliwej awarii kasownika, którą mogę zgłosić i wówczas nie będę musiał zaszczycić kasy miasta swoim djengami. Nagle zarośnięty kanar w koszuli zmienia taktykę, wręcz dokonuje globalnego odwrotu wojsk: "eee, niech będzie, anulowałem mandat, napisałem, że bilet był nieczytelny". Zdumienie nie miało granic, wciąż wietrzyłem podstęp w tym akcie okazanego mi zrozumienia.

Tip:
Sprawdzając poprawność nadrukowanej daty skasowanego przed chwilą biletu unikniecie nieporozumień z kontrolerami oraz zyskacie kilka sekund wolności od spoglądania na demony podróżujące wraz z Wami danym środkiem lokomocji.

Brak komentarzy: